
W ramach rocznego planu zdobywania Korony Gór Polski, postanowiliśmy zacząć od Czupla, najwyższego szczytu w Beskidzie Małym. Gdybyśmy robili to w latach 60. ubiegłego wieku, wchodzilibyśmy raczej na Łamaną Skałę. Po dokładniejszych pomiarach okazało się jednak, że to właśnie Czupel (933 m n.p.m.) jest najwyższym wzniesieniem pasma.
Trasę rozpoczęliśmy w Łodygowicach położonych na południe od Bielska-Białej. Już od wyjścia z pociągu przywitał nas widok domu handlowego jak z poprzedniej epoki.
Z Łodygowic wyszliśmy czerwonym szlakiem, który wiódł nas pomiędzy drzewami niemal na samą górę. Wędrówka tą trasą jest względnie prosta, nachylenie podłoża nie sprawi problemów nawet zaawansowanym wiekowo i niewprawnym piechurom.
Co prawda przed samym szczytem robi się bardziej stromo, ale po kilku minutach trafiamy na „płaskowyż”, z którego podążamy prostą polną drogą oznaczoną już nie czerwonym, a niebieskim kolorem. Czupel jako raczej zalesiony szczyt nie posiada wielu imponujących widoków, ale kilka ławeczek rozlokowanych wokół ogniska i tabliczki z nazwą mówią jasno „udało Ci się”. W poprzednich latach często brakowało wyraźnego oznakowania szczytu tabliczką informacyjną, obecnie są aż trzy.
Warto wspomnieć parę ciekawostek związanych z tym pasmem. Po pierwsze – Diabelski Kamień. To według legendy kamień upuszczony przez jednego z czartów, który miał posłużyć do wybudowania na pobliskim Skrzycznem diabelskiego młyna. Tak naprawdę, to my chcieliśmy dotrzeć do Skały Czarownic…
Ciekawostka druga – niespełna dwa kilometry od najwyższego punktu w Beskidzie Małym znajduje się jaskinia, zwana przez okolicznych mieszkańców Smoczą Jamą lub Wietrzną Dziurą. Aby się do niej dostać należy ruszyć niebieskim szlakiem w kierunku Wilkowic. Dotarłszy do skrzyżowania tras niebieskiej z czarną, należy podążyć tą oznaczoną kolorem czarnym w kierunku, z którego przyszliśmy. Między zaroślami, po prawej stronie ścieżki można zobaczyć małą polanę, a na jej środku dziurę w ziemi. My zastaliśmy tam jeszcze pewne pozostałości po sprzęcie rowerowym.
Oprócz roweru, nieopodal jaskini natknęliśmy się na inne osobliwe zjawisko wyglądem przypominające opady śniegu. Jak się później okazało, na przełomie wiosny i lata, na liściach buków w Beskidach można znaleźć mnóstwo jajeczek. Są to tzw. galasy, z których wykluwają się szkodniki drzew – latające owady, wyglądem przypominające małego konika polnego.
Schronisko na Magurce Wilkowickiej od dłuższego czasu jest dla nas pewnego rodzaju zmorą. Niezależnie od tego, gdzie się wybieramy na trekking, w niebywały sposób wciąż trafiamy właśnie w to miejsce. Może tak bardzo lubimy wracać w Beskid Mały. Na razie jednak czekają na nas inne pasma z Korony Polski.